I mamy już wakacje. Alusia we wrześniu idzie do pierwszej klasy, Majka do przedszkola. Jak ten czas leci.
Od jutra Alusia będzie uczęszczać na pólkolonie. Jest ich trzy dziewczynki . Jedna z podwórka i jedna z klasy + Alusia. Czyli silna grupa pod wezwaniem.
Ala bardzo marzyła o półkoloniach i bardzo cieszy się. Od połowy lipca córcia ma urlop i zięciunio prawdopodobnie też. Więc i my też a ścislej ja mamy urlop. A potem 5-ego sierpnia zgarniamy dziewczynki i wyjeżdżamy do drugich dziadków na dwa tygodnie. I niech mi nic i nikt nie waży się zmienić moich planów. Córcia zostaje aby opiekowac się moją mamą.
Majka już zaakceptowala pójście do przedszkola. Były we czwartek ( wszystkie trzy0 podpisac umowę. I tak jak przewidywałam Majka wyszła z przedszkola na sygnale, bo nie chciała iść do domu. Sama weszła do sali, przedstawiła się i zorganizowała sobie zabawę samochodzikami i garażem. A przedszkole nazywa "swoją szkołą".
Teraz jeszcze w sierpniu dni adaptacyjne i będzie gotowa na nowy etap w życiu.
niedziela, 30 czerwca 2013
środa, 19 czerwca 2013
Era pieluch już poza nami.
Robiłyśmy trzy podejścia do nocnika. Pierwsze było już w zeszłym roku. Ale okazalo się, że nocnik to okropny stwór na widok którego zaczynal się wielki płacz i rozpacz. A więc stwierdziłyśmy, że nic na siłę. Tym bardziej, że z Majką nic nie ma na siłę. Ta malutka słodka dziewczynka ma swoje zdanie , którego broni wszelkimi sposobami. W tym roku w majowe ciepłe dni było drugie podejście. Ale Majka stwierdziła, że jest jeszcze malutkim dzidziusiem i kocha pieluszkę. Więc nie będziemy zabierać jej wielkiej miłości.
No i w poprzedni wtorek zadziałałam. Najpierw tłumaczyłam na przykładzie chłopczyka na placu zabaw, że już jest mu wygodniej bez pieluchy i Majce też będzie wygodniej. Postawiłam nocnik obok kanapy na której baraszkowała. Wyjęłam pieluchę , włożyłam same majteczki . Troszkę zagroziłam, że jeśli zrobi siku na dziadkową kanapę , to dostanie klapsa. To były bardziej pogróżki niż chęć klapsowania.
Ale zadziałało. Gdy posadziłam Majkę na nocnik ( nie bez oporów i malego płaczu) i wyszłam( bo tak mi kazala), to za chwilę przybiegla do mnie i oznajmiła , ze zrobiła siusiu. Nie uwierzyłam i polecialam sprawdzić . I było w nocniczku siusiu.
I tak już zostało. Majka bardzo ucieszyła się z tego faktu, że robi siusiu. Sama zdejmuje majteczki, sama je ubiera. Przed każdym wyjściem z domu sadzamy ją na nocniczek i po przyjściu do domu też. I wytrzymuje przez cały czas spacerów.
To nie do wiary jak dziecko może szybko przestawić się na inne tory.
A więc dojrzala Majka do pójścia do przedszkola. Tym bardziej, że na zajęciach słucha poleceń i wykonuje je bez oporów i chętnie uczestnicząc we wszystkim co proponuje "Kochana Pani Dominika".
A Pani Dominika też stwierdzila , że Majka to juz dobry material na przedszkolaka.
I Ola zapisala ją dzisiaj do malutkiego prywatnego przedszkola. Wcześniej już je odwiedzila slużbowo ( zanosiła tam zaproszenia na wystawy.)
Przedszkole jest na trasie z domu do pracy. A Majka będzie chodziła na 5 godzin. Ola zaprowadzi a ja odbierać będę Alę ze szkoły i Majkę z przedszkola. Wszystko mamy po trasie .
Ale to od września. Na razie Ala w lipcu 2 tygodnie będzie chodzić na szkole pólkolonie, potem Ola i Łukasz będą mieli urlopy. A w sierpniu my zabieramy dziewczynki do drugich dziadków.
No i w poprzedni wtorek zadziałałam. Najpierw tłumaczyłam na przykładzie chłopczyka na placu zabaw, że już jest mu wygodniej bez pieluchy i Majce też będzie wygodniej. Postawiłam nocnik obok kanapy na której baraszkowała. Wyjęłam pieluchę , włożyłam same majteczki . Troszkę zagroziłam, że jeśli zrobi siku na dziadkową kanapę , to dostanie klapsa. To były bardziej pogróżki niż chęć klapsowania.
Ale zadziałało. Gdy posadziłam Majkę na nocnik ( nie bez oporów i malego płaczu) i wyszłam( bo tak mi kazala), to za chwilę przybiegla do mnie i oznajmiła , ze zrobiła siusiu. Nie uwierzyłam i polecialam sprawdzić . I było w nocniczku siusiu.
I tak już zostało. Majka bardzo ucieszyła się z tego faktu, że robi siusiu. Sama zdejmuje majteczki, sama je ubiera. Przed każdym wyjściem z domu sadzamy ją na nocniczek i po przyjściu do domu też. I wytrzymuje przez cały czas spacerów.
To nie do wiary jak dziecko może szybko przestawić się na inne tory.
A więc dojrzala Majka do pójścia do przedszkola. Tym bardziej, że na zajęciach słucha poleceń i wykonuje je bez oporów i chętnie uczestnicząc we wszystkim co proponuje "Kochana Pani Dominika".
A Pani Dominika też stwierdzila , że Majka to juz dobry material na przedszkolaka.
I Ola zapisala ją dzisiaj do malutkiego prywatnego przedszkola. Wcześniej już je odwiedzila slużbowo ( zanosiła tam zaproszenia na wystawy.)
Przedszkole jest na trasie z domu do pracy. A Majka będzie chodziła na 5 godzin. Ola zaprowadzi a ja odbierać będę Alę ze szkoły i Majkę z przedszkola. Wszystko mamy po trasie .
Ale to od września. Na razie Ala w lipcu 2 tygodnie będzie chodzić na szkole pólkolonie, potem Ola i Łukasz będą mieli urlopy. A w sierpniu my zabieramy dziewczynki do drugich dziadków.
niedziela, 9 czerwca 2013
Dziecięce stresy i jak to dzieci je okazują.
Wczoraj tatuś pojechał do pracy. Majka nie chciala pożegnać się z nim . A potem rozmawiać przez telefon.
Pokazała jak to obraziła się na niego.
A dzisiaj przechodziła sama siebie. Wszystko było na "nie". Nie będę jeść, ne będę ubierać się, Nie patrz na mnie, nie mów i tym podobne "nie". Długo to trwało i początkowo nie zdawałyśmy sobie sprawy co było tego powodem. A potem nas olśniło: to jest dalszy ciąg oburzenia i buntu na wyjazd tatusia.
Całe szczęście, że wyszłyśmy na spacer, który też był "nie".
Sprawę zalatwiło chodzenie po murku, karuzela i jazda samochodem w Alfie. A potem zabawa w Smyku .
I jak już kupiłam dwie małe kaczki do kapieli, to już wszystko było jak zawsze czyli radośnie i dobrze.
Po przyjściu do domu Majka ze swoimi kaczusiami około 3 godzin Ł nadawalaę y moj mam w jej pokoju.
Nie wiem jak ale dogadują się . Jak jedna nie uslyszy, to druga nie zrozumie. Ale jest OK.
Po obiedzie Ola zgarnęla dziewczynki i poszły do domu. Trzeba było jednak obiecać im, że jeszcze wyjdą na podwórko do piaskownicy przed blokiem. I tak mijają stresy dziecięce.
Pokazała jak to obraziła się na niego.
A dzisiaj przechodziła sama siebie. Wszystko było na "nie". Nie będę jeść, ne będę ubierać się, Nie patrz na mnie, nie mów i tym podobne "nie". Długo to trwało i początkowo nie zdawałyśmy sobie sprawy co było tego powodem. A potem nas olśniło: to jest dalszy ciąg oburzenia i buntu na wyjazd tatusia.
Całe szczęście, że wyszłyśmy na spacer, który też był "nie".
Sprawę zalatwiło chodzenie po murku, karuzela i jazda samochodem w Alfie. A potem zabawa w Smyku .
I jak już kupiłam dwie małe kaczki do kapieli, to już wszystko było jak zawsze czyli radośnie i dobrze.
Po przyjściu do domu Majka ze swoimi kaczusiami około 3 godzin Ł nadawalaę y moj mam w jej pokoju.
Nie wiem jak ale dogadują się . Jak jedna nie uslyszy, to druga nie zrozumie. Ale jest OK.
Po obiedzie Ola zgarnęla dziewczynki i poszły do domu. Trzeba było jednak obiecać im, że jeszcze wyjdą na podwórko do piaskownicy przed blokiem. I tak mijają stresy dziecięce.
sobota, 8 czerwca 2013
Trudne rozmowy
Moja starsza wnuczka ma dwóch tatusiów. Biologicznego S. I przysposobionego Ł.
Ł. jest biologicznym ojcem młodszej wnuczki. Ale kocha obie. Można nawet powiedzieć, że ciut bardziej starszą.
No i Ł. zrobił w piatek niespodziankę i przyjechał. Obie bardzo, bardzo były szczęśliwe. Majka nie schodziła z kolan tatusia, przytulala się i glaskała. O wszystkim mu mówiła i pokazywała wszystko. Nawet łazienkę i pokoje. Tak jakby ich nie widział. Ale jest rzadko w domu, więc Majce mogło się tak wydawać.
Ale o czym innym chcę napisać.
Otóż przy obiedzie Majka powiedziała do Ali: Twój tatuś ma na imię S. a to jest Ł. Był to pierwszy raz gdy Majka odróżniła tatusiów. Mnie zrobiło się troszkę głupio i smutno. A więc szybko zaripostowałam, że Ala ma to szczęście, bo ma dwóch tatusiów. Na ile to trafiło do dziewczynek nie wiem. Ala zajęta była TV a Majka tatusiem. Więc mam nadzieję, że Majkowy tekst przejdzie bezboleśnie i bez echa.
Tak, wiem, będą takie momenty ale chciałabym aby było ich jak najmniej. No i czas już rozmawiać o tej sytuacji z obiema dziewczynkami. Rozmawiać nie rozdrapując ran i biorąc życie takim jakie jest. A jednocześnie ucząc je szacunku i miłości do obu tatusiów. I to nie dlatego, że ja darzę ich jakąś szczególną miłością. Ale dla dobra dziewczynek, dla ich szczęśliwego życia.
Ł. jest biologicznym ojcem młodszej wnuczki. Ale kocha obie. Można nawet powiedzieć, że ciut bardziej starszą.
No i Ł. zrobił w piatek niespodziankę i przyjechał. Obie bardzo, bardzo były szczęśliwe. Majka nie schodziła z kolan tatusia, przytulala się i glaskała. O wszystkim mu mówiła i pokazywała wszystko. Nawet łazienkę i pokoje. Tak jakby ich nie widział. Ale jest rzadko w domu, więc Majce mogło się tak wydawać.
Ale o czym innym chcę napisać.
Otóż przy obiedzie Majka powiedziała do Ali: Twój tatuś ma na imię S. a to jest Ł. Był to pierwszy raz gdy Majka odróżniła tatusiów. Mnie zrobiło się troszkę głupio i smutno. A więc szybko zaripostowałam, że Ala ma to szczęście, bo ma dwóch tatusiów. Na ile to trafiło do dziewczynek nie wiem. Ala zajęta była TV a Majka tatusiem. Więc mam nadzieję, że Majkowy tekst przejdzie bezboleśnie i bez echa.
Tak, wiem, będą takie momenty ale chciałabym aby było ich jak najmniej. No i czas już rozmawiać o tej sytuacji z obiema dziewczynkami. Rozmawiać nie rozdrapując ran i biorąc życie takim jakie jest. A jednocześnie ucząc je szacunku i miłości do obu tatusiów. I to nie dlatego, że ja darzę ich jakąś szczególną miłością. Ale dla dobra dziewczynek, dla ich szczęśliwego życia.
czwartek, 6 czerwca 2013
Zwiastuny arystyczne moich wnuczek.
Wydawałoby się , że to tak łatwo pisać babciom o wnuczkach.
Wyprowadzam Was z błędu. Babcie uważają, że ich wnuczki są : najpiękniejsze, najmądrzejsze, najgrzeczniejsze. Wszystko potrafią długo, długo przed rówieśnikami. Ale... dlaczego one nie chcą jeść - przecież to takie zdrowe: dlaczego one ciągle łapią jakieś katary i kaszlą: dlaczego są takie uparte i ciągle marudzą.
Och, babcie, babcie zapomniałyście jakie Wasze dzieci były. O tym jakie Wy babcie byłyście, to nawet nie wiecie . Bo nie słuchałyście Waszych mam jak Wam o tym mówiły.
To tak już jest i przechodzi z pokolenia na pokolenie. Zawsze co dotyczy naszych wnuczek i wnuków jest najlepsze.
I właśnie dlatego nie jest łatwo pisać o ukochanych wnusiach, bo można zapędzić się w pochwałach i peanach na ich cześć.
Wczoraj Majka na zajęciach rysowała. No i oczywiście mnie najbardziej podobał się jej rysunek.
To nie są jakieś kreskogryzmoły jednym kolorem. To są chmurki, słońce, kwiaty i liście. A nawet trawa. Wszystko ma swoje miejsce i jest nazwane. Przy okazji rysowania Majka opowiada historyjki o danym obrazku. Ale o tym wiem z opowiadań Oli, O obrazku malowanym na zajęciach nie opowiadala, bo było mało czasu a dużo ewentualnych słuchaczy .
Alusia też wcześnie zaczęła rysować. Teraz jest na etapie księżniczek i modelek. Oraz oczywiście strojów dla nich. Ale już rysuje bardzo starannie, dobiera kolory, absolutnie nie wychodzi za linię.
No a śpiewanie...
Alusia bardzo wcześnie zaczęła śpiewać" songi okolicznościowe dnia codziennego".
Wyśpiewywała na każdych schodkach, gankach i innych miejscach, które służyły za scenę. Dołączała też układ choreograficzny.
I teraz mamy powtórkę z rozrywki. Majka wchodzi w ten etap.
I zaczęły się kłotnie: która pierwsza śpiewa i której występki mamy oglądąć.
Kocham te moje artystki i nigdy nie znudzą mi się ich popisy!!!
Wyprowadzam Was z błędu. Babcie uważają, że ich wnuczki są : najpiękniejsze, najmądrzejsze, najgrzeczniejsze. Wszystko potrafią długo, długo przed rówieśnikami. Ale... dlaczego one nie chcą jeść - przecież to takie zdrowe: dlaczego one ciągle łapią jakieś katary i kaszlą: dlaczego są takie uparte i ciągle marudzą.
Och, babcie, babcie zapomniałyście jakie Wasze dzieci były. O tym jakie Wy babcie byłyście, to nawet nie wiecie . Bo nie słuchałyście Waszych mam jak Wam o tym mówiły.
To tak już jest i przechodzi z pokolenia na pokolenie. Zawsze co dotyczy naszych wnuczek i wnuków jest najlepsze.
I właśnie dlatego nie jest łatwo pisać o ukochanych wnusiach, bo można zapędzić się w pochwałach i peanach na ich cześć.
Wczoraj Majka na zajęciach rysowała. No i oczywiście mnie najbardziej podobał się jej rysunek.
To nie są jakieś kreskogryzmoły jednym kolorem. To są chmurki, słońce, kwiaty i liście. A nawet trawa. Wszystko ma swoje miejsce i jest nazwane. Przy okazji rysowania Majka opowiada historyjki o danym obrazku. Ale o tym wiem z opowiadań Oli, O obrazku malowanym na zajęciach nie opowiadala, bo było mało czasu a dużo ewentualnych słuchaczy .
Alusia też wcześnie zaczęła rysować. Teraz jest na etapie księżniczek i modelek. Oraz oczywiście strojów dla nich. Ale już rysuje bardzo starannie, dobiera kolory, absolutnie nie wychodzi za linię.
No a śpiewanie...
Alusia bardzo wcześnie zaczęła śpiewać" songi okolicznościowe dnia codziennego".
Wyśpiewywała na każdych schodkach, gankach i innych miejscach, które służyły za scenę. Dołączała też układ choreograficzny.
I teraz mamy powtórkę z rozrywki. Majka wchodzi w ten etap.
I zaczęły się kłotnie: która pierwsza śpiewa i której występki mamy oglądąć.
Kocham te moje artystki i nigdy nie znudzą mi się ich popisy!!!
niedziela, 2 czerwca 2013
Brzydkie napisy i reakcje dziewczynek.
Nie, jednak nie będzie chronologicznie!!!
Tak się nie da. Każdy dzień przynosi nowe zdarzenia o których bedę pisać aby nie zapomnieć.
Ale w międzyczasie będę wplatać zdarzenia z lat i miesięcy ubiegłych.
Dzisiaj dziewczynki były z mamą na dużym placu zabaw. Jak zwykle obrały sobie swoje ulubione miejsce jako bazę wypadową. I szalały na wszystkich urządzeniach.
Po powrocie , gdy odwiedziliśmy je po obiedzie, Alicja w tajemnicy poinformowała mnie o strasznej rzeczy. Oczywiście Maja jej wtórowała. Otóż na zjeżdżalni w środku napisane były bardzo brzydkie słowa: d...a, p..a, ch.. i sp....j. Ala już wie i rozumie, że są to bardzo brzydkie słowa i nie wolno ich powtarzać. A Majka śmiesznie mówila i kręciła pupką, bo tam było napisane" tyłek babciu, wiesz".
Dobrze, że jednak uczymy dziewczynki aby nie powtarzać brzydkich słów.
I tu przypomniala mi się sytuacja z niespełna dwuletnią Alusią.
Otóż w końcu zimy gdy napadało mnóstwo śniegu Alusia koniecznie chciała chodzić po murku. Ale murek był ośnieżony i balam się aby nie poślizgnęła się. No i zabroniłam. Zdarzenie mialo miejsce tuż przy przystanku autobusowym , na którym stało sporo wiekowych ludzi. Panowała cisza a Ala na cały głos: k...a m..ć. Ja zdębiałam . Zrobiło mi się głupio, ale nie zareagowałam. Więc Ala powtórzyła , bo może babcia nie usłyszała. Odeszłyśmy kawalek i nastąpiła lekcja wychowawcza typu: Alu słyszałam ale bardzo, bardzo brzydko powiedziałaś i tak absolutnie nie wolno. Ala , oczywiście popłakała się. A wieczorem oznajmiła mamie, że zrobiła babci...k..a m..ć. no i następna lekcja wychowawcza w mamy wydaniu.
To było ponad pięc lat temu a Ala do tej pory ją pamięta.
My uczymy Alusię, że nie wolno brzydko mówić , ale co z tego gdy w szkole , w klasie zerowej dzieci przeklinają i mają niewybredne słownictwo. No, ale my na to nie pozwalamy.
Tak się nie da. Każdy dzień przynosi nowe zdarzenia o których bedę pisać aby nie zapomnieć.
Ale w międzyczasie będę wplatać zdarzenia z lat i miesięcy ubiegłych.
Dzisiaj dziewczynki były z mamą na dużym placu zabaw. Jak zwykle obrały sobie swoje ulubione miejsce jako bazę wypadową. I szalały na wszystkich urządzeniach.
Po powrocie , gdy odwiedziliśmy je po obiedzie, Alicja w tajemnicy poinformowała mnie o strasznej rzeczy. Oczywiście Maja jej wtórowała. Otóż na zjeżdżalni w środku napisane były bardzo brzydkie słowa: d...a, p..a, ch.. i sp....j. Ala już wie i rozumie, że są to bardzo brzydkie słowa i nie wolno ich powtarzać. A Majka śmiesznie mówila i kręciła pupką, bo tam było napisane" tyłek babciu, wiesz".
Dobrze, że jednak uczymy dziewczynki aby nie powtarzać brzydkich słów.
I tu przypomniala mi się sytuacja z niespełna dwuletnią Alusią.
Otóż w końcu zimy gdy napadało mnóstwo śniegu Alusia koniecznie chciała chodzić po murku. Ale murek był ośnieżony i balam się aby nie poślizgnęła się. No i zabroniłam. Zdarzenie mialo miejsce tuż przy przystanku autobusowym , na którym stało sporo wiekowych ludzi. Panowała cisza a Ala na cały głos: k...a m..ć. Ja zdębiałam . Zrobiło mi się głupio, ale nie zareagowałam. Więc Ala powtórzyła , bo może babcia nie usłyszała. Odeszłyśmy kawalek i nastąpiła lekcja wychowawcza typu: Alu słyszałam ale bardzo, bardzo brzydko powiedziałaś i tak absolutnie nie wolno. Ala , oczywiście popłakała się. A wieczorem oznajmiła mamie, że zrobiła babci...k..a m..ć. no i następna lekcja wychowawcza w mamy wydaniu.
To było ponad pięc lat temu a Ala do tej pory ją pamięta.
My uczymy Alusię, że nie wolno brzydko mówić , ale co z tego gdy w szkole , w klasie zerowej dzieci przeklinają i mają niewybredne słownictwo. No, ale my na to nie pozwalamy.
sobota, 1 czerwca 2013
Oczekiwanie.
Tak sobie pomyśłałam, że chyba najlepiej będzie gdy zacznę spisywać swoje wspomnienia w miarę chronologicznie. Może gdy już kupię sobie nową drukarkę, to wydrukuję tego bloga i zrobię prezent dla moich wnuczek .
Dnia 27 marca 2006 roku zostałam babcią.
Czekaliśmy bardzo niecierpliwie na moment narodzin naszej wnuczki. O tym, że będę babcią dowiedzialam się podczas pobytu w sanatorium w Ciechocinku. Była piękna , ciepła jesień. A cudna wiadomość jeszcze bardziej spotęgowała wspaniały nastrój.
Oczywiście już zaczęłam planować zakupy i wydawanie pieniędzy. Jak to babcia.
I 27 marca 2006 roku siedziałam jak na szpilkach do momentu gdy zięciunio zadzwonił do mnie z wiadomością, że Alicja już jest . Urodziła się o godzinie 22:50. Miała 58 cm długości i ważyła 3,700 kg.
I co babcia zrobiła? Oczywiście już nie spała a raniutko kazała się wieźć do córki i wnuczki.
Cudne było to moje maleństwo. I córcia też była cudna i szczęśliwa. W szpitalu dziewczynki moje przebywaly w jednej sali.
Zostałam u nich kilka dni aby nacieszyć się ich widokiem i bliskością i zapachem malutkiej Alusi.
Rodzice wszystko przy malutkiej robili sami. Ja tylko pomagałam przy innych pracach domowych wyręczając tym swoje dziecko. I byłam gotowa nieść w każdej chwili pomoc gdyby jej potrzebowali.
Po kilku dniach zostawiłam młodą rodzinkę samą i przyjechałam do swego domku.
Nie do wiary jak pamięć jest zawodna. Muszę naprawdę wysilać się aby przypominać sobie kolejne dni, tygodnie i miesiące.
Chrzest był 11 czerwca 2006 w Grudziądzu, bo tam wówczas Ola mieszkała.
Oczywiście babcia zakupiła ubranko do chrztu. A więc sukieneczkę haftowaną z batystu, bluzeczkę w podobnym stylu, czapusię też batystową z haftem i biale rajstopki i buciki. I bialą haftowaną podusię.
Pogoda była bardzo ładna i było cieplutko.
Obiad okolicznościowy zorganizowała Babcia Basia w ich ówczesnym domku. Była też prababcia Kazia.
A latem gdy dziewczynki przyjechały do nas na wakacje, to zrobiliśmy małe przyjęcie u nas.
Następnym razem przyjechaly do nas na Swięta Bożego Narodzenia.
Dnia 27 marca 2006 roku zostałam babcią.
Czekaliśmy bardzo niecierpliwie na moment narodzin naszej wnuczki. O tym, że będę babcią dowiedzialam się podczas pobytu w sanatorium w Ciechocinku. Była piękna , ciepła jesień. A cudna wiadomość jeszcze bardziej spotęgowała wspaniały nastrój.
Oczywiście już zaczęłam planować zakupy i wydawanie pieniędzy. Jak to babcia.
I 27 marca 2006 roku siedziałam jak na szpilkach do momentu gdy zięciunio zadzwonił do mnie z wiadomością, że Alicja już jest . Urodziła się o godzinie 22:50. Miała 58 cm długości i ważyła 3,700 kg.
I co babcia zrobiła? Oczywiście już nie spała a raniutko kazała się wieźć do córki i wnuczki.
Cudne było to moje maleństwo. I córcia też była cudna i szczęśliwa. W szpitalu dziewczynki moje przebywaly w jednej sali.
Zostałam u nich kilka dni aby nacieszyć się ich widokiem i bliskością i zapachem malutkiej Alusi.
Rodzice wszystko przy malutkiej robili sami. Ja tylko pomagałam przy innych pracach domowych wyręczając tym swoje dziecko. I byłam gotowa nieść w każdej chwili pomoc gdyby jej potrzebowali.
Po kilku dniach zostawiłam młodą rodzinkę samą i przyjechałam do swego domku.
Nie do wiary jak pamięć jest zawodna. Muszę naprawdę wysilać się aby przypominać sobie kolejne dni, tygodnie i miesiące.
Chrzest był 11 czerwca 2006 w Grudziądzu, bo tam wówczas Ola mieszkała.
Oczywiście babcia zakupiła ubranko do chrztu. A więc sukieneczkę haftowaną z batystu, bluzeczkę w podobnym stylu, czapusię też batystową z haftem i biale rajstopki i buciki. I bialą haftowaną podusię.
Pogoda była bardzo ładna i było cieplutko.
Obiad okolicznościowy zorganizowała Babcia Basia w ich ówczesnym domku. Była też prababcia Kazia.
A latem gdy dziewczynki przyjechały do nas na wakacje, to zrobiliśmy małe przyjęcie u nas.
Następnym razem przyjechaly do nas na Swięta Bożego Narodzenia.
Blog o patrzeniu dzieci i na ich świat oczyma babci.
Witam na moim nowym blogu!!!
Będą to zapiski z dni powszednich i świątecznych moich wnuczek.
No właśnie, tak niechcący złożyło się, że dzisiaj jest Dzień Dziecka. Więc dla nich w prezencie zakładam ten blog.
W swoich zapiskach będę musiała cofnąć się pamięcią do roku 2006 , w którym urodziła się moja starsza wnuczka Alicja. I stopniowo przejdę do dnia dzisiejszego. Troszkę zajmnie mi to czasu i postów. Ale dojdę.
Zapraszam Was serdecznie do czytania , komentowania i udostępniania mojego bloga.
A zacznę wieczorem , gdy już będę miala więcej czasu.
Do zaczytania!!!
Będą to zapiski z dni powszednich i świątecznych moich wnuczek.
No właśnie, tak niechcący złożyło się, że dzisiaj jest Dzień Dziecka. Więc dla nich w prezencie zakładam ten blog.
W swoich zapiskach będę musiała cofnąć się pamięcią do roku 2006 , w którym urodziła się moja starsza wnuczka Alicja. I stopniowo przejdę do dnia dzisiejszego. Troszkę zajmnie mi to czasu i postów. Ale dojdę.
Zapraszam Was serdecznie do czytania , komentowania i udostępniania mojego bloga.
A zacznę wieczorem , gdy już będę miala więcej czasu.
Do zaczytania!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)