sobota, 10 czerwca 2017

Podobno zawsze musi być ten pierwszy raz...

Jest mi nijako!!!
Od dwóch tygodni jestem sama w domu. Mąż w Toruniu remontuje mieszkanie młodych.
Ja też z nimi pojechałam , ale działkowe i babciowe obowiązki zawróciły mnie do Olsztyna.
Początkowo nawet cieszyłam się z luzu.
Ale już po kilku dniach swobody zaczęło mi to ciążyć. Na działce daję sobie radę, ale nikt mnie tam nie denerwuje i nie poprawia.
W domu też daję radę sama sprzątnąć, ale nikt mi nie mówi w jakiej kolejności.
śniadania, obiady i kolacje przygotowuję sama i sama zjadam.
Nawet zakupy w samotności mnie nie cieszą.
To jest właśnie samotność.
Całe szczęście, że taka sztuczna i wymuszona. I za jakiś ( coraz krótszy) skończy się.
Doceniam teraz obecność mojego męża. Doceniam jego marudzenie, krzyki, wybuchy złości.
I zaczyna mi tego brakować i zaczynam do tego tęsknić. Co wcale nie znaczy, że po powrocie będę inaczej na to patrzyła i bardziej tolerowała. Ale teraz mi tego brak.
Ileż można w domu sprzątać , na ile posiłków można nagotować na zapas. Przecież na jeden posiłek nie opłaca się otwierać lodówki i włączać kuchenki.
Mamy trzy pokoje i w tych trzech pokojach jestem ...sama.
Mam jeszcze balkon a na nim kwiatki - pelargonie., które mąż lubi. I nie widzi jak się przyjęły i rozwijają.
Ciągle mam wrażenie, że mąż jest w swoim pokoju.
I teraz rozumiem samotność ludzi po stracie żony lub męża.
Jeśli ja tak przeżywam tę chwilową nieobecność mojej połówki, to co oni muszą czuć po stracie bliskiej osoby... na zawsze.
Wiele rzeczy potrafię sobie wyobrazić , ale nie tego nie potrafię sobie wyobrazić.
Jeszcze trochę a zacznę z nim rozmawiać . Całe szczęście, że są telefony.
I to właśnie jest miłość i przywiązanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz